Moc Słowa wcielonego
Ewangelia z dn.19.12.2019--Łk 1,5-25.
"NIE BĄDŹMY<ŚLEPI>"
Gdy Zachariasz wierzył, że jego modlitwa będzie wysłuchana--to modlił się dobrze; a jeśli temu nie wierzył--to modlił się źle. Jego modlitwa miała być wysłuchana--ale on o tym wątpił. Jest zatem słusznym, że w tym momencie--nawet słowo się oddaliło od niego.Wcześniej modlił się o syna; w chwili, kiedy miał zostać wysłuchany--zawahał się i powiedział: „Po czym to poznam?”. Skoro jego usta zwątpiły o skuteczności jego modlitwy--to stracił możność mówienia... Dopóki Zachariasz wierzył--dopóty mówił; jak tylko zwątpił – zamilkł. Dopóty wierzył, dopóki mówił: „Ufałem--nawet gdy mówiłem”(Ps 116,10). Ponieważ pogardził słowem anioła--to ono słowo go udręczyło--ażeby uczcił swoim milczeniem słowo,którym wzgardził...
Słuszne było, aby zaniemówiły usta, które powiedziały: „Po czym to poznam”? Rozwiązany język został związany--żeby się nauczyć,iż Ten który związuje język--może rozwiązać łono. W ten sposób doświadczenie pouczyło tego, który nie przyjął nauki wiary... Nauczył się, że Ten--który zamknął otwarte usta--mógł otworzyć zamknięte łono...
Tak oto spełniają się słowa o Narodzeniu Jezusa,które wkrótce usłyszymy(J 1,14).
Nie chodzi bynajmniej tylko o słowa--ale o konkretną rzeczywistość,którą sprawia w życiu konkretnych osób Jezus Chrystus! To--co z różnych względów, niemożliwe jest dla człowieka--staje się możliwe przez wiarę. Duch Chrystusa--za przyzwoleniem naszej woli--pokonuje każdą naszą niemoc, każdą niewolę, każdy rodzaj wewnętrznej śmierci.
Chrześcijan nie jest żadnym"supermanem", któremu nie wiadomo dlaczego wszystko się w życiu udaje. Jest człowiekiem, który za oczywistość uznał swoje słabości i ograniczenia--dlatego bez przerwy szuka i przywołuje Ducha Świętego--by w nim przebywał i owocował. Chrześcijan to człowiek, który świadomie zrezygnował z chodzenia w ciemnościach i chce życia w świetle--zupełnie jak dziecko.
Jeśli nie ma w nas pragnienia światła--to znaczy,że jeszcze smakują nam uczynki ciemności czyli grzechy. A to znaczy--że jeszcze nie pojawiło się w nas nowe stworzenie,że nie zrezygnowaliśmy ze"starego człowieka".Że wciąż jeszcze tkwimy w"zaklętym(przez anioła ciemności)kręgu"naszych przyzwyczajeń,skłonności,przyjemności i egoizmu--czyli nie ma w nas nawet pierwocin nowego człowieka! A może nawet nie zaczęliśmy wierzyć,iż kiedykolwiek może się on pojawić?
Jakże trudno jest nam dokonać radykalnych zmian w swoim życiu.Wybieramy często"drogę na skróty"--bo tak jest wygodnie i bez ryzyka trudności jakie towarzyszyłyby nam w drodze wymagającej od nas pewnych poświęceń!?
Pełne oddanie się Bożej Opatrzności oznacza rezygnację z samego siebie,z naszych"adoracji"własnego ego i porzucenia tzw"klakierów",którzy pod płaszczykiem życia we wolności Bożej--wyznają zasadę"carpe diem"i"zawsze bądź sobą".Jest to swego rodzaju relatywizm moralny,który to pogląd na życie pojawił się na świecie wraz nadejściem demokracji.Na szczęście--niejako równolegle z tymi kierunkami--pojawiają się ruchy organizacji katolickich,np wspólnot charyzmatycznych,odnowy w Duchu Świętym itp.Chociaż są one skierowane głównie do osób młodych--zaczynają być"zalążkiem"pierwotnych wspólnot chrześcijańskich--które nie wstydząc się swojej przynależności do Chrystusa,żyły w prawdziwym braterstwie i jedności.Droga ku temu wzorcowi jest jednak jeszcze daleka i wymaga dalszego przewartościowania"idei"współczesnego świata.
Potężnym narzędziem w ewangelizowaniu na tym świecie jest słowo.Pismo Święte nigdy się nie zdeaktualizuje--jednak trzeba je ciągle rozważać i wcielać w swoje życie.Wykorzystujmy w tym celu wszystkie współczesne środki masowego przekazu na czele z internetem,prasą czy innymi mediami.Nie uciekajmy oczywiście od żywego słowa,które jest głoszone na Eucharystii i nie tylko--poprzez osoby duchowne,ale i świeckie.
Starajmy się odnaleźć i poznać Jezusa w naszych bliźnich i nie bójmy się odrzucenia albo nawet izolacji.Jest wielu ludzi--żyjących z pozoru szczęśliwie--a przy bliższym poznaniu okazuje się,iż są zagubieni i samotni...Wciąż szukajmy własnej drogi życia--ale takiej,którą będziemy przemierzać wraz z Chrystusem i Jego krzyżem.Naturalnie oznacza to,że niejednokrotnie narazimy się na cierpienie--jednak na końcu tej drogi czeka nas szczęśliwy wieczny kres udręk i obcowanie ze świętymi w blaskach Jego Mocy.
Niech w tym wszystkim błogosławi nas Dzieciątko Jezus,którego pamiątkę Narodzin--będziemy wkrótce świętować.
Marana-tha!
Komentarze
Prześlij komentarz