Miłość pokonuje chęć odwetu

Ewangelia z dn.14.06.2021.

Mt 5, 38–42.

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb!”

Ja wam powiadam: Nie stawiajcie oporu złemu; lecz jeśli cię ktoś uderzy w prawy policzek, nadstaw mu i drugi.

Temu, kto chce prawować się z tobą i wziąć twoją szatę, odstąp i płaszcz.

Zmusza cię kto, żeby iść z nim tysiąc kroków, idź dwa tysiące.

Daj temu, kto cię prosi, i nie odwracaj się od tego, kto chce pożyczyć od ciebie».


        «DOSKONAŁOŚĆ W CIERPIENIU»

               

                     WPROWADZENIE

Jezus porusza bardzo trudny temat. 

W Starym Testamencie(Wj 21, 24) jest mowa o odpłacaniu „pięknym za nadobne”, czyli o karach adekwatnych do winy.

Zasada „oko za oko” wchodziła w skład Prawa, które Bóg dał starożytnemu Izraelowi za pośrednictwem Mojżesza.  Oznaczała ona, że kara wymierzana winowajcy powinna być odpowiednia do popełnionego przez niego przestępstwa.

Zasadę tę stosowano wtedy, gdy ktoś celowo wyrządził komuś krzywdę. W takim wypadku Prawo Mojżeszowe nakazywało: „Złamanie za złamanie, oko za oko, ząb za ząb; takie samo uszkodzenie, jakie spowodował u tego człowieka, należy spowodować u niego” (Kpł 24, 20).

Zasada „oko za oko” nie upoważniała do dokonywania samosądu. Pomagała raczej wyznaczonym sędziom wymierzyć karę adekwatną do czynu — ani zbyt surową, ani zbyt łagodną.

Zasada ta miała powstrzymywać od celowego krzywdzenia drugich czy nawet planowania tego. W Prawie Mojżeszowym czytamy: „Pozostali [ci, którzy zobaczą sprawiedliwe wymierzenie kary] usłyszą to i będą się bać, i już nigdy nie dopuszczą się pośród ciebie żadnego takiego zła”(Pwt 19, 20).

Czy zasada «oko za oko» obowiązuje chrześcijan? Nie. Była ona częścią Prawa Mojżeszowego, które zostało zniesione z chwilą ofiarnej śmierci Jezusa (Rz 10, 4).

Tak czy inaczej, zasada ta daje wgląd w sposób myślenia Boga. Na przykład świadczy o tym, że On bardzo ceni sprawiedliwość (Psalm 89:14). Pokazuje też, jakie są Jego normy sprawiedliwości — że winowajca powinien być ukarany „w odpowiedniej mierze” (Jeremiasza 30:11).

Zasada ta nie upoważniała jednak do bezdusznego, okrutnego egzekwowania sprawiedliwości. Kiedy właściwie ją stosowano–wyznaczeni sędziowie najpierw badali okoliczności wykroczenia i ustalali, na ile było ono umyślne–a dopiero potem wydawali wyrok (Wj 21, 28–30; Lb 35, 22–25). Zasada „oko za oko” powstrzymywała przed popadaniem w skrajności.

W samym Prawie Mojżeszowym znajdujemy słowa: „Nie wolno ci wywierać pomsty ani żywić urazy do synów swego ludu” (Kapłańska 19:18). Prawo nie dawało przyzwolenia na osobistą zemstę, ale zachęcało, żeby polegać na Bogu oraz ustalonym przez Niego systemie prawnym, który służył do egzekwowania sprawiedliwości (Powtórzonego Prawa 32:35).

                     POUCZENIE

Jezus wiedział, że niektórzy błędnie rozumieli zasadę „oko za oko”. Dlatego sprostował ich pogląd, mówiąc: «Słyszeliście, że powiedziano: „Oko za oko i ząb za ząb”. Ja jednak wam mówię: „Nie stawiajcie oporu niegodziwemu—ale temu, kto cię uderzy w prawy policzek, nadstaw i drugi”»(Mt 5, 38–39).

Zwróćmy uwagę na sformułowanie: „Słyszeliście, że powiedziano”. Jezus najwyraźniej nawiązał do nauk pewnych przywódców religijnych, którzy popierali wywieranie zemsty. Biblista Adam Clarke zauważył: «Wygląda na to, że Żydzi zaczęli wykorzystywać ten przepis [„oko za oko”] (...) do załatwiania osobistych porachunków i brania odwetu za doznane krzywdy». Zachęcając do mściwości, przywódcy religijni wypaczali cel Prawa danego przez Boga (Mk 7, 13).

W przeciwieństwie do nich Jezus podkreślał, że podstawą Prawa Bożego jest MIŁOŚĆ. Powiedział: «Masz miłować Boga Twego(...) To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie, podobne do tego, jest: Masz miłować swego bliźniego jak samego siebie». Na tych dwóch przykazaniach opiera się całe Prawo, a także Prorocy” (Mt 22, 37–40). 

Jezus uczył, że to właśnie miłość, a nie mściwość, ma wyróżniać jego prawdziwych naśladowców (J 13, 34–35). Tymi słowami Jezus chce nam uświadomić, że zło lubi opór i karmi się nim. Zła nie da się więc pokonać oporem. Tym sposobem można je tylko powstrzymać, zakreślić nieprzekraczalną dla niego granicę, ale nie pokonać. Tylko dobrem można zwyciężyć zło. Nie da się bowiem pożaru ugasić ogniem.

Dobro jednak–aby mogło zwyciężyć–musi być mądre i jednoznaczne(czyste). Musi opierać się na miłości. Miłość nie polega na bezbronności i nie do bezbronności namawia nas Pan Jezus.

Gdyby ktoś mnie spoliczkował–a ja w sensie dosłownym nadstawiłbym drugi policzek do uderzenia–znaczyłoby to zapewne, że nie rozumiem słów Pana Jezusa. Świadczyłoby to tylko o tym, że chcę się zachować niekonwencjonalnie, albo że usiłuję udowodnić temu, kto mnie spoliczkował, i sobie, że jestem od niego lepszy. Pan Jezus na pewno nie zachęcał nas do takich teatralnych i pretensjonalnych zachowań. Zresztą On sam–kiedy rzeczywiście został spoliczkowany–z całą godnością przemówił do sumienia człowiekowi, który wyrządził Mu tę krzywdę: «Jeśli źle powiedziałem, udowodnij–co było złego, a jeżeli dobrze–to dlaczego Mnie bijesz!?»(J 18, 23).

Bo co znaczy to obrazowe pouczenie, ażeby po spoliczkowaniu nadstawić drugi policzek? Pan Jezus, za pomocą jednego prostego obrazu, mówi nam parę bardzo ważnych prawd: "Człowiecze, to by było za mało nie odpowiadać złem na zło. Bądź wierny dobru, nawet jeżeli spotka cię za to jakieś prześladowanie! Bądź raczej gotów drugie tyle odcierpieć, niż gdybyś miał w momencie próby odstąpić od dobra! Nie wolno ci swoim postępowaniem świadczyć fałszywie, jakoby kłamstwo i przemoc były potężniejsze niż prawda i dobro!"

                     PRZYKŁAD

Wydaje się, że czasem spotykamy się z tak wielką zaciętością zła w innych, że jakiekolwiek próby zwrócenia uwagi, nawrócenia ich nie odnoszą skutku. Wskazuje na to historia zawarta w Starym Testamencie (1 Krl 21, 1b-16). To historia niegodziwości Achaba i jego małżonki Izebel. Achab próbuje przejąć winnicę, która należy prawnie do Nabota. Gdy ten się na to nie zgadza, bo jest to dziedzictwo jego przodków, Achab skarży się swej małżonce, a ta doprowadza do oczernienia Nabota i ostatecznie ukamienowania go. Zło potrafi zaślepić całego człowieka i wyzuć go z najmniejszej cząstki człowieczeństwa. Pozostaje nam wtedy jedynie stawać wytrwale po stronie dobra.

Podobne doświadczenie miał św. Andrzej Bobola. W tych dniach (13-17 czerwca) wspominamy pobyt jego umęczona ciała w kościele Jezuitów w Poznaniu w 1938 roku. Św. Andrzej Bobola wytrwał do końca po stronie wierności Bogu wielokrotnie namawiany przez swych oprawców do pozostawienia dziedzictwa swoich przodków—wiary katolickiej. Przyjął tę samą postawę, co Jezus na krzyżu: "Ojcze nie poczytuj im tego, bo nie wiedzą, co czynią". Wierność dobru do końca sprawiła, że mogła w nim zabłysnąć świętość, która stała się jeszcze bardziej wyraźna po jego śmierci. Świadczą o tym liczne cuda. Jednym z nich jest historia Pana Henryka:

                   ŚWIADECTWO

Tak się złożyło w moim życiu, że naśladując mojego ojca, przejąłem postawę niezawracania głowy Panu Bogu moimi sprawami, wychodząc z założenia, że trzeba samemu załatwiać własne sprawy, a wtedy i Bóg, kiedy uzna to za konieczne, spojrzy łaskawym wzrokiem na będącego w potrzebie(...) I tak upływało moje życie. Doszedłem do 75 roku życia. Zlekceważyłem sobie nikłą rankę na podeszwie lewej stopy. Funkcjonowałem normalnie, utykając jednak stopniowo coraz bardziej...

Potem był lekarz ortopeda, leczenie farmakologiczne, przedłużanie przez niego spraw i „klops”. Infekcja, szpital i tak straciłem stopę powyżej kostki u lewej nogi. Mordęga szpitalna przez wiele miesięcy i powrót do domu z protezą. ta tortura XXI wieku – toporna, nienadająca się właściwie do użytku, kaleczyła wielokrotnie nogę, odparzała i urągała wszelkim cywilizacyjnym wymogom użytkowania. Można było nie chodzić, ale ja chciałem, bardzo chciałem. W rezultacie doznałem odparzenia na nodze w postaci guza wielkości dużego kasztana. Noga musiała być bandażowana w dzień i w nocy, kiedy się na niej nie chodziło. Smarowałem więc ten nieszczęsny bąbel przez wiele dni, ale bez skutku. Po nocy, codziennie po przebudzeniu, odwijałem bandaż. Bąbel nie zmieniał postaci. Zawód i smutek, a potem siedzenie na tapczanie lub skakanie na jednej nodze za byle potrzebą...

Minęło wiele czasu. W końcu postanowiłem zadzwonić do „mego” doktora. Był to młody człowiek przez duże „C” – serdeczny, ostrożny w diagnozowaniu i tak dalej. Polubiliśmy się wzajemnie. On też właśnie operował mi nogę. Mógł mnie odwiedzać w godzinach wieczornych. Zadzwoniłem więc do niego w czwartek i prosiłem o wizytę w dniu następnym. Powiedziałem o guzie. Nastąpiło dłuższe milczenie, a potem zgoda na spotkanie.

Potem słuchałem audycji radiowej, chyba w Radiu Maryja, a może w innej rozgłośni katolickiej. Była tam zapowiedź tematu o św. Andrzeju Boboli i krótka wzmianka o jego biografii. Siedziałem na tapczanie z moim uszczuplonym stanem nóg nad podłogą i dumałem smętnie. Raptem w moim umyśle zapaliła się lampka. Światełko zielone. Szybko wyrzuciłem z siebie formułkę znaną mi z życia: „Święty Andrzeju, jesteś bliżej Pana Boga, westchnij łaskawie do Niego i pociesz mnie grzesznego”...

Nasmarowałem guz i położyłem się spać. Rano, jak zwykle, sięgnąłem do bandaża, żeby go odwinąć. Pod palcami poczułem wilgoć. Odwinąłem błyskawicznie płótno. Guza nie było. Spociłem się z wrażenia i wykrzyknąłem: „Święty Andrzeju i Panie Boże, dziękuję!”

Wieczorem przyszedł zmartwiony lekarz. „I co, panie Henryku, poczyniłem już starania o łóżko w szpitalu dla pana” – zagadnął. „Łóżko nie będzie potrzebne, panie doktorze, po guzie został tylko ślad” – odparłem i opowiedziałem mu historię zdarzenia. Lekarz obejrzał nogę, zamyślił się głęboko i powiedział: „Panie Henryku, ja też jestem wierzący i praktykujący!”.

Rzecz działa się w nocy z 26 na 27 kwietnia 2001 roku (Świadectwo złożone w Sanktuarium św. Andrzeja Boboli w Warszawie).

Jak bardzo warto zaufać Miłosierdziu Bożemu w nawet beznadziejnych przypadkach! Kiedy ludzkie metody pokonania zła i cierpienia, wynikającego z doznanych urazów fizycznych i psychicznych zawodzą–przychodzi nam z pomocą On–Ten, który najlepiej wie i rozumie nasz ból i upokorzenie...

                    KONKLUZJA

Rzecz jasna, to wszystko nie oznacza, iż nakaz o nadstawianiu drugiego policzka należy rozumieć dosłownie. Chodzi tu jednak o dosłowność znacznie głębszą, bardziej realną, niż by to sobie wyobrażał pretensjonalny egocentryk, gotów odegrać farsę materialnego wypełnienia tego nakazu.

Pan Jezus, kiedy został spoliczkowany, nie nadstawiał drugiego policzka. Ale nie tylko po to, że był wtedy gotów drugie tyle wycierpieć. On był wtedy gotów umrzeć za nas na krzyżu. I rzeczywiście za nas umarł✝️



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wola Miłosiernego Ojca

Żywa wiara

Tradycja czy nowoczesność ?