Przenikanie obecności Boga
Ewangelia z dn.03.07.2020.
J 20, 24–29.
Błogosławieni, którzy nie widzieli—a uwierzyli
Wielokrotnie–nawet ludzie wierzący zadają sobie pytanie: "Czy Bóg istnieje!?".
Chodzimy do kościoła, korzystamy z Sakramentów św., uczestniczymy w różnych uroczystościach itp.,a jednak ziarno niepewności tkwi w nas czasami do końca życia... Tym–który je"pielęgnuje"–jest anioł zła, któremu są "na rękę" nasze wątpliwości. Podsyca je nieustannie–zwł jak spotykają nas różne przykrości w postaci chorób, cierpienia, biedy czy niesprawiedliwości. Ze szczególną przebiegłością działa on w dzisiejszych czasach, kiedy na świecie króluje tzw. "relatywizm moralny" i przedstawianie wiary w Boga jako jeden z mitów, legend, czy chociażby jako jedną z z wielu religii. To ostatnie stwierdzenie ma na celu zmylenie nas, że–jeśli nawet Bóg istnieje–to każdy ma"swoją"wiarę opartą o wartości"uniwersalne"—czyli takie jak np: z jednej strony fanatyzm(terroryzm), a z drugiej brak mocy sprawczej Stwórcy–czyli bierność jego wyznawców. Jeśli do tego dodamy, że każda "religia"(zdaniem liberałów) opiera się o inne wartości moralne(np dopuszczanie związków homoseksualnych, aborcja, eutanazja itp.)—to można dojść do wniosku, że każdy ma swojego "boga" i nic nam–chrześcijanom–do tego...Jestem katolikiem—ale staram się być tolerancyjny i zrozumieć każdego człowieka, a nawet go kochać—jednak na pewne rzeczy nie ma zgody. Oczywiście nie mnie osądzać postępowanie wielu"wyzwolonych"moralnie wyznawców własnego"boga"...Jednak dla mnie ta "wolność" to jest właśnie niewola w służbie bożkom. Bardzo łatwo podnosi się protest przeciwko krytyce wolnościowych tendencji, czyli swoistemu:"róbta—co chceta", bo i tak Boga nie ma albo się nami nie interesuje i możemy sobie pozwolić na wszystko w imię własnych "ideałów". Ten problem jeszcze poruszę w osobnym poście na temat "względności wiary".
Jedno nie ulega wątpliwości: musimy być czujni i wciąż szukać Boga. Co prawda nie widzimy Go, ale–kiedy otworzymy się na Niego–na pewno przekonamy się, że On jest i nas kocha. Oddał za nas Swoje życie i wciąż obdarza nas wszelkimi łaskami—o czym dobitnie się przekonałem i zawsze będę zaświadczał. A co z tymi, którzy tego nie doświadczają? Jedno jest pewne: to wielka łaska i dar Boży—sam nie byłbym w stanie dostrzec istnienia Jezusa i Jego Matki w swoim"nieudanym"życiu. Kiedy byłem"na dnie"—zwróciłem się jednak do Boga o ratunek i wówczas Pan Jezus podał mi rękę, a Matka Najświętsza zaopiekowała się mną. Teraz każdego dnia i nocy odczuwam obecność Bożą w moim życiu, a miłość Jezusa działa w nim małe i duże cuda.
Starajmy się–pomimo przeciwności–pogłębiać naszą wiarę i nonstop otwierać nasze serca oraz dziękować za wszystko(nawet za cierpienie, bo to jest nasz"krzyż") Temu, którego Serce wciąż płonie dla nas Miłością!
J 20, 24–29.
Błogosławieni, którzy nie widzieli—a uwierzyli
Wielokrotnie–nawet ludzie wierzący zadają sobie pytanie: "Czy Bóg istnieje!?".
Chodzimy do kościoła, korzystamy z Sakramentów św., uczestniczymy w różnych uroczystościach itp.,a jednak ziarno niepewności tkwi w nas czasami do końca życia... Tym–który je"pielęgnuje"–jest anioł zła, któremu są "na rękę" nasze wątpliwości. Podsyca je nieustannie–zwł jak spotykają nas różne przykrości w postaci chorób, cierpienia, biedy czy niesprawiedliwości. Ze szczególną przebiegłością działa on w dzisiejszych czasach, kiedy na świecie króluje tzw. "relatywizm moralny" i przedstawianie wiary w Boga jako jeden z mitów, legend, czy chociażby jako jedną z z wielu religii. To ostatnie stwierdzenie ma na celu zmylenie nas, że–jeśli nawet Bóg istnieje–to każdy ma"swoją"wiarę opartą o wartości"uniwersalne"—czyli takie jak np: z jednej strony fanatyzm(terroryzm), a z drugiej brak mocy sprawczej Stwórcy–czyli bierność jego wyznawców. Jeśli do tego dodamy, że każda "religia"(zdaniem liberałów) opiera się o inne wartości moralne(np dopuszczanie związków homoseksualnych, aborcja, eutanazja itp.)—to można dojść do wniosku, że każdy ma swojego "boga" i nic nam–chrześcijanom–do tego...Jestem katolikiem—ale staram się być tolerancyjny i zrozumieć każdego człowieka, a nawet go kochać—jednak na pewne rzeczy nie ma zgody. Oczywiście nie mnie osądzać postępowanie wielu"wyzwolonych"moralnie wyznawców własnego"boga"...Jednak dla mnie ta "wolność" to jest właśnie niewola w służbie bożkom. Bardzo łatwo podnosi się protest przeciwko krytyce wolnościowych tendencji, czyli swoistemu:"róbta—co chceta", bo i tak Boga nie ma albo się nami nie interesuje i możemy sobie pozwolić na wszystko w imię własnych "ideałów". Ten problem jeszcze poruszę w osobnym poście na temat "względności wiary".
Jedno nie ulega wątpliwości: musimy być czujni i wciąż szukać Boga. Co prawda nie widzimy Go, ale–kiedy otworzymy się na Niego–na pewno przekonamy się, że On jest i nas kocha. Oddał za nas Swoje życie i wciąż obdarza nas wszelkimi łaskami—o czym dobitnie się przekonałem i zawsze będę zaświadczał. A co z tymi, którzy tego nie doświadczają? Jedno jest pewne: to wielka łaska i dar Boży—sam nie byłbym w stanie dostrzec istnienia Jezusa i Jego Matki w swoim"nieudanym"życiu. Kiedy byłem"na dnie"—zwróciłem się jednak do Boga o ratunek i wówczas Pan Jezus podał mi rękę, a Matka Najświętsza zaopiekowała się mną. Teraz każdego dnia i nocy odczuwam obecność Bożą w moim życiu, a miłość Jezusa działa w nim małe i duże cuda.
Starajmy się–pomimo przeciwności–pogłębiać naszą wiarę i nonstop otwierać nasze serca oraz dziękować za wszystko(nawet za cierpienie, bo to jest nasz"krzyż") Temu, którego Serce wciąż płonie dla nas Miłością!
Komentarze
Prześlij komentarz